Ulf Ekman

 

W 2014 roku wraz z żoną, Birgittą, wstąpił do Kościoła katolickiego, szwedzki teolog, misjonarz, autor kilkudziesięciu książek, założyciel charyzmatycznej wspólnoty Livets Ord (Słowo Życia), której przez 30 lat przewodził jako pastor. Obecnie zaangażowany w wiele działań ewangelizacyjnych, podróżuje po całym świecie, by mówić o Jezusie i Kościele.

Poniżej fragmenty artykułu z Gościa Niedzielnego, autorstwa Marcina Jakimowicza (https://www.gosc.pl/doc/4445403.Wojownik):

 

Wojownik

Gdy w zsekularyzowanej Szwecji głosił z mocą Ewangelię, dwukrotnie podłożono mu bombę. Przez 31 lat prowadził dynamiczną wspólnotę skupiającą ponad 250 tysięcy wiernych w Skandynawii i na Wschodzie. To, co uczynił 9 marca 2014 r., zaszokowało protestantów. Dlaczego Ulf Ekman stał się katolikiem?

W wywiadzie rzece „Od megakościoła do Kościoła katolickiego” założyciel Livets Ord opowiada o swojej drodze Henrikowi Lindellowi, dziennikarzowi francuskiego „La Vie”. Właśnie przeczytałem (co ja piszę, połknąłem!) tę wydaną przez „Zacheusza” książkę. Mocna rzecz, wierzcie mi na słowo.

Ulf od lat uważnie słuchał tego, co mówi Duch do Kościoła. Wykonywał nielogiczne z punktu widzenia tego świata ruchy. Na długo przed upadkiem żelaznej kurtyny przygotował setki misjonarzy do pracy na Wschodzie. Po latach ruszyli do Rosji, Armenii, Azerbejdżanu, Afganistanu, Albanii, na Ukrainę, Litwę i Łotwę.

Gdzie znajdowało się źródło jego duszpasterskiego sukcesu? Odpowiedział na głód spragnionych Boga ludzi. „Sekularyzacja w Szwecji siała spustoszenie – wspomina. – Pogarda dla religii była tak duża, że Bóg praktycznie zniknął z życia publicznego. Właśnie w takich okolicznościach mieliśmy odwagę głosić nie tylko istnienie Boga, ale także Jezusa! Media bardzo źle na to reagowały. Dzieci z Livets Ord były nękane na placu szkolnym. Niektórzy stracili pracę z powodu swojego zaangażowania we wspólnocie. Kierowcy autobusów nie chcieli zatrzymywać się przed kościołem. Wybijano szyby, otrzymywaliśmy listy z pogróżkami, pojawiały się graffiti sugerujące, że trzeba mnie powiesić. W 1990 r. w holu kościoła nastąpił wybuch i to miejsce zostało całkowicie zniszczone. Innym razem rozerwało naszą skrzynkę na listy, bo ktoś wrzucił do niej bombę. Jak wytrzymałem tę presję społeczną? Myślę, że dzięki modlitwie. Organizowałem wieczory biblijne i nauczałem z pasją, czasami bardzo długo. Na początku przychodziło 40–50 studentów. W ciągu kilku miesięcy ta liczba wzrosła do kilkuset. Wizję, którą otrzymaliśmy od Pana, można podsumować słowami: »Wyposażcie lud Boga w Jego słowo, pokażcie mu jego duchową broń, nauczcie go jej używać i wyślijcie go do zwycięskiej walki dla Pana«”.

 

Wysoka stawka

Ulf desperacko szukał prawdy. Za wszelką cenę. Po 31 latach przewodzenia protestanckiej wspólnocie przeszedł ze swoją żoną do Kościoła katolickiego. Jak bezkompromisowo i szczerze do bólu brzmią jego intuicje: „Stawka jest nie byle jaka, chodzi przecież o prawdziwość Kościoła! Jeśli Kościół katolicki jest tym, za co się uważa, to nie należy zaprzątać sobie głowy, czy jest najlepszy, najbardziej praktyczny, najbardziej uduchowiony, najlepiej dostosowany do naszych czasów. To jest po prostu ten Kościół, do którego mamy dołączyć, koniec, kropka. Musiał się z tym zmierzyć John Henry Newman. W jego przypadku życie poza Kościołem katolickim stało się niemożliwe. Podobnie było ze mną. Nie potrafiłem żyć obok Kościoła katolickiego, wyrażając równocześnie całym sobą miłość do niego”.
Zakorzenienie w Kościele katolickim zrodziło się z wieloletnich poszukiwań. Przed szesnastu laty Ekman wraz z żoną wyjechał na trzy lata do Izraela, gdzie poznał wielu katolików. Zbiegło się to z jego poszukiwaniami teologicznymi (badał początki historii Kościoła, szukając podstaw urzędu w Kościele i poznając ideę Tradycji Apostolskiej). To wówczas odkrył, jak głęboko mylił się w ocenie katolickiej nauki. „Im bardziej przybliżałem się do Kościoła katolickiego, tym więcej negatywnych emocji wzbudzałem – wspomina. – Na blogach prowadzonych przez protestantów oskarżono mnie o bycie kryptokatolikiem. Brak możliwości otwartego mówienia o tym, co myślę i czuję, stał się dla mnie nie do zniesienia. Dlatego musiałem podjąć jakąś decyzję i ją uzasadnić”.

 

Przełom

9 marca 2014 roku w Livets Ord zebrały się tłumy. Gdy jeden z największych autorytetów duchowych europejskiego przebudzenia ewangelikalnego podszedł do pulpitu, zapadła cisza. Ludzie doskonale znali jego pełne mocy kazania. Zakorzenione w Słowie, żywe, rodzące wiarę, podnoszące na duchu. To, co usłyszeli, było najbardziej zdumiewającym przekazem, jaki padł od czasu założenia wspólnoty w Uppsali. Wychowany w skrajnie antykatolickim otoczeniu Ulf publicznie ogłosił, że wraz z żoną stają się katolikami.

„Muszę przyznać, że to nie było łatwe, aby tamtej niedzieli wsiąść do samochodu i udać się do kościoła w Uppsali. Z osobami z Livets Ord zawsze łączyły nas bardzo dobre relacje. Byliśmy przywódcami Kościoła, głosiliśmy słowo Boże, mieliśmy okazję, aby poznać prawie całą wspólnotę, czyli jakieś trzy tysiące regularnie uczęszczających wiernych. Wielu z nich niczego nie podejrzewało. Kiedy zabrałem głos, widziałem po ich twarzach, jak powoli zaczynają rozumieć, o co chodzi. Niektórzy byli smutni, inni niezadowoleni, ale wiele osób wyrażało swoją radość. Ja odczuwałem pokój. Ufałem Bogu i byłem pewny swojej decyzji”.

Na filmie, który można zobaczyć na YouTubie, zarejestrowano tę chwilę. Choć zgromadzeni w hali pastorzy i wierni wychowali się w środowisku antykatolickim i na słowo „papież” reagowali równie zdecydowanie jak część katolików na nazwisko „Luter”, do małżeństwa Ekmanów ustawiła się kolejka. Zdumieni decyzją założyciela wspólnoty ludzie zaczęli podchodzić do Ulfa i jego żony, by im… błogosławić. „Nie rozumiemy twojej decyzji, ale błogosławimy ci”.

„Nie stawiałem sobie pytań typu: jak wspólnoty chrześcijańskie zareagują na moją decyzję? Jeśli mój wybór uzależniłbym od takich dywagacji, nigdy nie byłbym w stanie podjąć racjonalnej decyzji – opowiada Ulf. – Razem z żoną doszliśmy do wniosku, że najlepszym sposobem będzie, jak to mówią Anglicy, direct approach, czyli po prostu staniemy przed wszystkimi i powiemy. Zawsze postępowałem w taki sposób. Wielu mówiło, że mnie rozumie, że przyjmują moje wyjaśnienia, ale nie podzielają moich poglądów. Były też osoby, które nie znając sytuacji, przyglądając się wszystkiemu z daleka, wytykały mnie palcem: »Założył Kościół, a teraz dezerteruje«. To naturalne reakcje. Cały zarząd od miesięcy był ze wszystkim na bieżąco. Kwestię mojego następcy rozwiązano już rok wcześniej. Pastor Joakim Lundqvist przejął wszystkie obowiązki. Niektóre osoby kilka miesięcy po moim odejściu ciągle były w lekkim szoku. Kiedy przychodziłem do kościoła odebrać wnuki, dziwnie na mnie spoglądano. Myślę jednak, że małymi krokami udało mi się przekonać większość podejrzliwych osób. Widzą, że cały czas jestem chrześcijaninem! (śmiech) W rzeczywistości niewiele się zmieniłem, ale moja wiara stała się dużo głębsza, sakramentalna. Fundamentem mojej decyzji są wartości, które uważam za prawdziwe”.

 

Przebudzenie

„Odkryłem, że charyzmatyczni katolicy nie stają się, jak się błędnie uważa, protestantami – opowiada Ekman. – Uważamy z żoną odwrotnie: ci katolicy w rzeczywistości stają się jeszcze bardziej katoliccy. Właśnie to spostrzeżenie dało mi do myślenia na początku mojej drogi nawrócenia. Zacząłem się zastanawiać, czy pomimo tych doświadczeń Ducha Świętego, które miałem, naprawdę wszystko zrozumiałem. Czy mam dobrą teologię? Czy dobrze zrobiłem, oddzielając Ducha od Słowa Bożego i od Kościoła, tak jak to robią protestanci? Punktem wyjścia w protestantyzmie jest osobista relacja z Chrystusem. Z jednej strony jest to zaleta, ale z drugiej słaby punkt. Dlaczego? Taki sposób myślenia i działania niesie ze sobą ryzyko nadmiernego indywidualizmu. Wśród wielu dzisiejszych protestantów można usłyszeć taki tryptyk: »ja, Jezus, Słowo Boże«. To modernistyczna postawa. Idea Ludu Bożego, zakładająca, że Kościół jest zbiorowością odpowiadającą Izraelowi i jego dwunastu pokoleniom, idea, według której tworzymy świątynię Boga, staje się w protestanckim świecie mniej ważna. Nie mówię, że protestanci ignorują biblijną wizję Ludu Bożego, ale nie są nią przesiąknięci, bo nie jest ona punktem wyjścia ich wiary. Spędziłem 40 lat wewnątrz ruchów przebudzeniowych. Sam byłem częścią ruchu, który – jak to się mówi – odniósł »sukces«. Dzięki Livets Ord i naszym Kościołom założonym w Skandynawii, Rosji czy Azji Ewangelia dotarła do setek tysięcy osób. Proszę mi wierzyć, nie byłbym dzisiaj tutaj, gdybym nie odkrył poważnych braków w eklezjologii i formacji kaznodziejów. W imieniu jakiej władzy działamy? Kto kogo powinien powoływać? Kto kogo może odwoływać? Kto kogo poprawia? Środowiska protestanckie, do których uczęszczałem, mają problem z odpowiedzią na te fundamentalne pytania.

Moje największe odkrycie? Kościół nie jest tymczasową strukturą domu, jak to sugerują wspólnoty protestanckie. Kościół jest wieczny. Zawsze będzie. To on podtrzymuje wszechświat. Kościół jest także niezbędny, aby prawda dotarła do społeczeństwa. Istnienie Kościoła jest gwarancją ochrony godności ludzkiej. Inaczej mówiąc, Kościół nie jest tylko miejscem ewangelizacji, misji czy spotkań z Duchem Świętym. Jego istnienie, jego istota są o wiele ważniejsze”.

 

Maryja puszczała nam oko

Zmierzenie się z kultem maryjnym dla szwedzkiego protestanta z krwi i kości nie było łatwą intelektualną łamigłówką. „Zaczęliśmy odkrywać Maryję w 2002 roku po naszym przyjeździe do Izraela – wspomina. – Co rusz wpadaliśmy na Jej obrazy, figurki, rzeźby. Odnosiliśmy wrażenie, jakby puszczała nam oko, a to nie pozwalało przejść obok obojętnie. W tamtym czasie Birgitta studiowała życie świętej Brygidy, która często odwoływała się do Maryi. Odkryliśmy, że tak genialny i konkretny teolog jak Atanazy i inni ojcowie Kościoła doceniani przez chrześcijan ewangelikalnych wyrażali się o Maryi w niesamowity sposób. Szacunek, jaki Jej okazywali, dał nam do myślenia. Zdaliśmy sobie sprawę, że Maryja odegrała kluczową rolę przy narodzinach Kościoła. A jeśli jest Ona »matką Kościoła«, to czy mógłbym do Niej mówić? Mógłbym Ją nawet prosić o pomoc? Mógłbym Ją prosić, żeby modliła się za mnie? Maryja jest uważana za matkę Kościoła. Dlaczego? Dlatego, że sam Jezus nam tak powiedział. Uczynił to na krzyżu słowami »Oto matka twoja«. Nie wydaje mi się, żeby wybrał taki moment na uregulowanie spraw rodzinnych.

A co jeśli Kościół katolicki mówi prawdę o Maryi? Może warto się na nią otworzyć? Jednak, przyznaję, cały czas się bałem. I już prawie zrezygnowałem, ale nagle otworzyłem Biblię na chybił trafił. Moje spojrzenie padło na werset z Ewangelii św. Mateusza: »Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi«. Te słowa skierował anioł do Józefa. W tym momencie wszystko stało się dla mnie jasne. Miało to miejsce w 2005 roku, czyli 9 lat przed moim przystąpieniem do Kościoła katolickiego” – opowiada Ekman.

W 2016 roku na konferencji Strefa Zero zapytany o to, dlaczego został katolikiem, bez owijania w bawełnę odpowiedział: „Bo chciałem wszystkiego. A w Kościele katolickim jest wszystko”.

 

Cytaty z książki „Od megakościoła do Kościoła katolickiego”, autorstwa Ulfa Ekmana, wydanej przez Wydawnictwo Zacheusz:

Od megakościola do Kościoła katolickiego